angielskiangielski dodatkowe

Silent period – czyli przedszkolak wie, ale nie zawsze powie.

   Zanim przejdę do sedna sprawy, czym jest to tajemnicze „silent period”, spróbuję Ci, kochany Rodzicu przedstawić, pewną sytuację. Pomoże Ci to lepiej zrozumieć cały sens tego zjawiska.

   Wsiądźmy w wehikuł czasu, który przeniesie nas w lata szkolne. Wyobraź sobie, że uczysz się długo. Przecież wiadomo, że nauczyciel będzie pytał. Czytasz podręcznik, notatki w zeszycie. Informacji cała masa. A jeszcze w międzyczasie telefon dzwoni, mama o coś prosi… jak tu się skupić? Teoretycznie się uczyłeś, ale czujesz się zagubiony, przytłoczony nadmiarem informacji. Znane? Pewnie każdy z nas tak kiedyś miał. A jeszcze gdyby, ktoś od nas wymagał publicznej odpowiedzi… cóż, nie raz się pewnie zdarzyło, że choć znałeś odpowiedź, nic nie powiedziałeś, żeby się przypadkiem nie ośmieszyć przed całą klasą. Powód jest prosty… nie byłeś gotowy!

   Można by wymienić wiele dziedzin życia, gdzie najpierw stoi się nieco z boku, zanim zacznie się posługiwać konkretną umiejętnością. Dlaczego? Potrzebujemy czasu na przyswajanie nowych zdolności, umiejętności, wiadomości. Zaczynamy wykorzystywać je w praktyce, gdy czujemy się gotowi. Gdyby ktoś próbował nas do tego zmusić wcześniej, czulibyśmy się niekomfortowo, bylibyśmy przestraszeni.

   To, bardzo ogólnie mówiąc, oddaje, jak może się czuć dziecko podczas „silent period”. A teraz trochę naukowej teorii.

   „Silent period” (cichy okres) to tzw. okres inkubacji; czas, w którym dzieci nie wykazują zainteresowania powtarzaniem poznanych słów i zwrotów w języku obcym, ponieważ nie czują się do tego gotowe. To nic złego, to zwyczajny etap rozwojowy, przez które przechodzi znakomita większość dzieci, rozpoczynających naukę języka. Okres ten może trwać od kilku tygodni do kilku miesięcy. Jego długość jest sprawą bardzo indywidualną i zależy od cech osobowościowych dziecka. Zapewne w jednej grupie znajdą się dzieci, które będą podejmowały próby wypowiadania się już na pierwszych zajęciach, ale i takie, które poczują się pewniej dopiero na koniec roku przedszkolnego. Przykładem niech będzie nasze rodzime podwórko. W tegorocznej grupie maluszków są już dzieciaki, które z upodobaniem próbują powtarzać za mną „Hello”, „Stand up”, „sit down”. Są też dzieci, które patrzą na mnie jak urzeczone, ale nie wykazują żadnej chęci mówienia. Są nawet takie, które nie chcą się przywitać z sympatyczną pacynką Mickey J, choć już coraz więcej z nich zaczyna wyciągać do niego rączkę.

   Stephen Krashen – amerykański badacz, specjalizujący się w nauczaniu języka – przestrzega przed zmuszaniem dziecka do „produkowania” przez nie wypowiedzi w języku docelowym, jeśli nie jest do tego gotowe. Może to przynieść zgoła odwrotny skutek. Dziecko zamknie się w sobie, zrazi i nie będzie już wcale chciało chodzić na zajęcia językowe. To trochę tak, jak z metodą nauki pływania, tzw. rzutem na głęboką wodę. Owszem, znane są osoby, które w ten sposób nauczyły się pływać, ale też równie często słyszy się o tym, że w ten sposób ktoś zniechęcił się do pływania i już wcale nie chciał więcej próbować.

Wróćmy na chwilę do początku artykułu. Tak właśnie czuje się dziecko z początku na zajęciach językowych. Jest zadziwione nową sytuacją, zaciekawione, ale i niepewne. Nie zapominajmy też, że zajęcia językowe są jednymi z wielu, w jakich dziecko bierze udział i do których musi się dostosować. Wkoło wiele odgłosów, kolorowych ilustracji, a tu trzeba się skoncentrować. Ma prawo z początku stać tylko z boku i obserwować, słuchać.

   Właśnie… SŁUCHAĆ! To słowo tu jest kluczowe. Przede wszystkim głównym celem nauczania języka angielskiego w przedszkolu, jest „osłuchanie się” dzieci z jego melodią, akcentem, nauczenie się go rozumieć z kontekstu. Dopiero potem nasuwają się kolejne cele, takie jak poznanie podstawowych słów i wszystko, o czym wspominałam w poprzednim artykule. „Silent period” to doskonały moment na takie „osłuchanie się”. W tym czasie dzieci kodują nowe informacje, dają swojemu mózgowi czas na poukładanie sobie tego wszystkiego w odpowiednich „szufladkach”. Jest w ogóle wielu zwolenników takiej metody nauczania języków, gdzie początkowo tylko się słucha, a mówienie w języku docelowym jest zabronione. Tak więc, kochany Rodzicu, nie martw się, jeśli początkowo nie widzisz efektów zajęć językowych. Jeśli na pytanie „Był dziś język angielski? Czego się nauczyłeś?” dziecko odpowiada wzruszeniem ramion lub wcale nie odpowiada. Nie martw się też, gdy widzisz wywieszony na korytarzu zakres materiału, pytasz dziecko słówek, a ono milczy. To nie znaczy, że nie wie. Może wie, ale nie chce powiedzieć. W początkowej fazie ważne jest, czy lubi zajęcia językowe. Jeśli tak, spokojnie poczekaj. W końcu usłyszysz pierwsze angielskie słowa. Albo dziwną piosenkę, którą nie do końca rozumiesz. Ale dziecko będzie wiedziało o czym śpiewa, nawet jak trochę ją przekręci (przykład z życia wzięty: „Helo ebiban” zamiast „Hello everyone”).

   Zapytasz może „To jak mam sprawdzić, czy moje dziecko w ogóle coś zapamiętało?” albo „To skąd nauczyciel wie, czy jego zajęcia są skuteczne?”. To już zupełnie inna sprawa. Jest wiele metod na przekonanie się o efektywności nauki języka obcego.

   Pierwszy okres nauczania języka obcego powinien wykorzystywać niewerbalne metody nauczania języka. Niewerbalne, czyli nie wymagające od dziecka mówienia, oparte na ruchu, pokazywaniu, naśladowaniu nauczyciela, jego gestów, ruchów (przykładem jest metoda TPR – Total Physical Response – „Odpowiedź całym ciałem”). Stąd na moich zajęcia zawsze przychodzę z teczką pełną kolorowych obrazków. Dzieci szybko zaczynają rozumieć, że kryją się tam „skarby” i pytają „Co dziś nam przyniosłaś ciociu?” i z niecierpliwością czekają na nowe ilustracje. Jest też pacynka, która „mówi” wyłącznie po angielsku i którą dzieci chętnie naśladują. Jest dużo ruchu, śpiewu. Obserwując dzieci, ich zaangażowanie, wiem doskonale, na ile opanowały dany materiał. Sprawdzam, czy wskazują odpowiedni obrazek, rozumieją moje polecenia, odszukują właściwe elementy w sali itd.

   I Ty, Rodzicu, możesz to sprawdzić w podobny sposób. Kiedy jesteś ciekawy, czy dziecko nauczyło się kolorów, poproś je, by go znalazło, pokazało. Dobrą metodą jest metoda, którą nazywam metodą „na głuptaska” – udaję, że nie znam się na kolorach i wskazując kolory, celowo nazywam je niepoprawnie, albo wskazując na kolor czerwony, pytam, czy to nie jest, aby żółty kolor. Dzieci zaraz mnie poprawiają, kiwają głową na „tak” lub „nie”.

   Możecie pobawić się w zwierzątka, poproś swoje dziecko, by pokazało ci jedno ze zwierzątek, o których się uczyło na zajęciach. Można przygotować małe kolorowanki z konkretnymi zwierzątkami i prosić dziecko, by pokolorowało jedną z nich (np.: Colour the elephant”).  Jest wiele zabaw, jakie można zrealizować z dziećmi w domu, świetnie się przy tym bawić i sprawdzić efekty nauki języka angielskiego. Ale to już materiał na osobny artykuł 🙂 .

   Na koniec, mała uwaga. Przestrzegam was przed sztywnym odpytywaniem słówek w domu. Nie pytajcie swoich dzieci: „A jak nazywa się małpka po angielsku?”, „A co to jest ‘potato’?”. Być może dziecko Wam odpowie, ale w żadnej mierze nie jest to dla nich atrakcyjne. Powoduje niechęć, znudzenie, obniżenie motywacji. Na takie odpytywanie przyjdzie jeszcze czas w szkole. Póki co, bawcie się językiem angielskim!

Agnieszka Kopycińska

===============

Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum, zrobione zostały podczas zajęć w Niepublicznym Przedszkolu „Danapis”.

Źródła:

https://angielskizdibo.wordpress.com/2015/01/20/silent-period-okres-inkubacji/

http://nowoczesnanauka.blog.pl/tag/silent-period/

https://www.e-korepetycje.net/artykuly/metody-nauczania-jezyka-angielskiego-total-physical-response-czy

Stephen D Krashen, 1982 – “Principles and Practice in Second Language Acquisition”

Anita Sobczak – “Nauka języka obcego dzieci w wieku przedszkolnym” (w magazynie „Studia Edukacyjne” 21/2012)

Włodzimierz Pfeiffer –  „ Nauka języków obcych”